niedziela, 19 maja 2013

Jak zmydlić mydło? O książkach nie do przebrnięcia.

Porwałam się ostatnio na pewną książkę, nie zdradzę jej tytułu, bo końca czytania nie widać. Powiem tylko tyle nowość z gatunku fantastyki, ciekawa okładka i ponad 500 stron. Objętościowo książka dosyć pokaźna, ale właśnie w tym tkwi problem. Ona jest mydłem. Mydło, to ukłute przeze mnie określenie książki, która wlecze się niemiłosiernie, wypchana jest po brzegi masą niepotrzebności i czytając ją, mamy ochotę pominąć 300 stron, by w końcu dobrnąć do ciekawego fragmentu.

Jak zmydlić mydło?


Pamiętam, że jeszcze jakiś czas temu mianem mydła byłam skłonna określić horror Ruiny Scotta Smitha, dziś jednak wiem, że byłoby to krzywdzące dla wymienionego wcześniej autora. Aktualnie czytam mydło, tak kartkuje je zawzięcie raz za razem i nic prawie z fabuły nie wynoszę. Nudzi mnie to strasznie i mam ochotę rzucić książkę w kąt, ale nie nawykłam do takiego traktowania literatury. Wydało ją dobre wydawnictwo, więc jakieś tam zalety z pewnością ma, autor również uważany za jednego z największych głosów fantasy, więc zastanawiam się co jest nie tak.

Czytając książkę pragniemy, by historia, która maluje się przed naszymi oczyma była barwna, ciekawa, wciągająca. Chcemy poczuć identyfikację z którymś z bohaterów, przeżywać jego wzloty i upadki, razem z nim dążyć do finału i czuć akcje całym sobą. Co jednak w chwili, gdy mimo, że książkę sami sobie wybraliśmy i nikt nas do jej czytania nie przymuszał, nie możemy dobrnąć do końca?

Nie ma sensu pomijać rozdziałów, nie możemy się też oszukiwać i wodzić wzrokiem po kartkach udając, że faktycznie czytamy. Wyrzucić czy oddać też nie pasuje, to co się zaczęło należałoby jakoś skończyć. Pytanie brzmi tylko, jak?

Czy zdarzyło wam się czytać książki mydła? Jakie one były i jak sobie z nimi poradziliście? Bardzo ciekawi mnie jak długa może być lista mydeł, które z pozoru wydawały się być świetnymi książkami?

16 komentarzy:

  1. Ja mam szczęście, że trafiam na niewiele takich książek, a jeśli nawet się takie zdarzały to zdążyłam o nich szybko zapomnieć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Napiszę szczerze. Kiedy czytam książkę, która jest nudna, jak diabli i jest z mojej własnej biblioteczki, to rzucam ją w kąt i nie czytam dalej. Kiedy jednak dostaje daną powieść do recenzji od portalu bądź wydawnictwa, to niestety męczę się i dręczę, aż dobrnę do końca, gdyż sumienie by mi nie pozwoliło napisać rzetelnej recenzji nie znając całości fabuły. Na szczęście nie miałam tak często takich nieprzyjemnych incydentów.

    OdpowiedzUsuń
  3. @cyrysia Ty szczęściaro :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedyś każdą ksiązkę czytałam do końca, bez względu na to, czy mi się podobała, czy nie. Później poszłam do pracy... :P I teraz nie mam czasu na kiepskie książki, więc bez żalu oddaję je nieprzeczytane do biblioteki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałaś 300 stron niezbyt ciekawej książki i jeszcze nie rzuciłaś jej w kąt, do prawdy szacunek. Jak mnie książka nie zainteresuje w pierwszych dwóch rozdziałach to ląduje z powrotem na półkę i to w najbardziej zakurzone miejsce.

    OdpowiedzUsuń
  6. Całe szczęście, że jak na razie nie trafiam na takie mydełka. Na pewno nie męczyłabym się i nie czytałabym takiej książki do końca:) Jedynie co mi się zdarza to wypożyczyć jakąś książkę z biblioteki i z braku czasu w ogóle do niej nie zajrzeć. Termin mija i muszę ją oddać z powrotem, ale nie smucę się tym faktem:)

    OdpowiedzUsuń
  7. @Bartek do 300 nie dobrnę chyba, póki co dopiero 143 :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Szczerze mówiąc, szkoda mi czasu na książki które mi się zupełnie nie podobają. Chyba, że naprawdę muszę je przeczytać (zgodziłam się coś zrecenzować, potrzebuję tego na studia...). W innym wypadku - po co się męczyć?

    OdpowiedzUsuń
  9. @Azumi, no właśnie kiedy zgodzimy się zrecenzować, to jakoś nie w dobrym tonie byłoby danego słowa nie dotrzymać. Mydle właśnie egzemplarz recenzencki.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja sobie z takimi książkami radzę w taki sposób, że wracam do nich po roku, czy dwóch. To zawsze działa. Wtedy te książki wydają się być naprawdę do przebrnięcia. Przynajmniej mnie się zawsze tak zdarza :)

    OdpowiedzUsuń
  11. @Perry, rzeczywiście to jest jakiś sposób.

    OdpowiedzUsuń
  12. Staram się każdą książke czytać do końca. Nie pamiętam bym jakiejś nie skończyła. Umęczyłam się za to z "Pamiętnikami wampirów". To było straszne.

    OdpowiedzUsuń
  13. @awiola czytając opinię śmiem twierdzić, że nie tylko Ty się umęczyłaś :)

    OdpowiedzUsuń
  14. zdarza się i to całkiem często, ale niestety mój sposób na nie, to takie czytanie nie czytanie, o którym tu wspominasz. błądzę wzrokiem po dialogach byle wiedzieć jaki jest finał, a potem sio do kąta.

    OdpowiedzUsuń
  15. Jeśli faktycznie nie mogę przebrnąć to przeskakuję co kilka stron :) z książki mydła wiele nie stracę, a nadam tempa fabule :) czasami rzucam w kąt, ale to tylko w najgorszych przypadkach. A tak przy okazji to świetne i bardzo trafne to określenie wymyśliłaś!

    OdpowiedzUsuń
  16. Hmmm lektury staram sie bardzo ostroznie dobierac tak by zminimalizowac ryzyko trafienia na mydelko. Gdybym jednak na takowe trafila pewnie przeczytalabm do konca, w przeciwnym wypadku nie bardzo wiedzialabym co o niej napisac. Pisac ze nie przeczytalo sie jej do konca to jakby dac znac ze szkoda czasu na czytanie recenzji. Pisac bez wspominania o tym dosc istotnym fakcie... nieuczciwie. Mimo wszystko wole sie przemeczyc by wyrobic sobie wiarygodne zdanie :-)

    OdpowiedzUsuń

Podziel się swoją opinią dotyczącą wpisu.

Copyright © Literutopia , Blogger