niedziela, 4 maja 2014

Piękne okładki - faktyczny wyznacznik wartosci książki, czy chwyt marketingowy?

Piękne okładki - faktyczny wyznacznik wartosci książki, czy chwyt marketingowy?
Na pytanie zadane w dzisiejszym tytule wpisu właściwie mogłabym odpowiedzieć krótko - wersja nr 2. Niestety nie w moim stylu jest pójście na łatwiznę, dlatego postaram się ten temat trochę poroztrząsać. Okładka książki jak wiemy jest jest licem, twarzą i wizytówką. To ona przyciąga wzrok, to ona musi się wybić, żeby została dostrzeżona. Czy musi być więc piękna? Piękne okładki książek z pewnością sprawiają, że książka zostaje zauważona, ale czy tylko to?

Okazuje się, że tak. Musi być fenomenalna, bo my ludzie w przeważającej części jesteśmy wzrokowcami. Wierzymy w to, co widzimy, a kiedy rzuca nam się w oczy obrazek podobny do poniższego, to praktycznie popuszczamy z zachwytu.

Piękne okładki






Tacy już jesteśmy jako gatunek, zachłanni, nienasyceni. I dobrze, bo wola życia jest jednym z najpiękniejszych uczuć, które mogą nam się przytrafić.Wydawcy spinają się jak mogą, żeby zapewnić swoim książkom piękne okładki. Przecież wchodząc do biblioteki czy też księgarni, nasze oczy momentalnie wędrują na te pozycje, które przykuwają uwagę. Piękna okładka książki to taki schemat wartości. W dzisiejszych czasach lubiane i doceniane jest to, co ładne. Ludzie atrakcyjni są postrzegani, jako mądrzejsi, lepsi i bardziej wartościowi niż ich mniej urodziwi znajomi. Nauczyliśmy się, że kiedy coś jest szczególnie ładne, to przypisujemy temu czemuś z góry większą wartość.

Jak oceniamy książki? Po okładce?

Czy możemy więc przyjąć, że jeśli okładka będzie intrygująca, to i zawartość okaże się najwyższych lotów? Nie! Nie oceniaj książki po okładce! Powiedzenie stare jak świat, ale ciągle aktualne a teraz wydawać by się mogło, że nawet na czasie. Ileż jest fantastycznych książek, które nie biją po oczach kolorami? Stonowanych, spokojnych, oprawionym można by powiedzieć nawet skromnie, bez zbytniej nachalności. Niektóre są nawet za skromne, widocznie graficy olali temat i postawili na faktyczną zawartość :)

Marketing rządzi się swoimi prawami. Pod jego wpływem można kupić książkę tylko dlatego, że cudownie będzie się prezentowała na półce. Co z tego, że jej nigdy nie przeczytamy, niech goście widzą, jakie to cuda mamy. Mnie również ciągnie do pięknych okładek, cóż, jestem tylko kobietą i jak każda baba ma w sobie coś ze sroki - ja też mam. Natomiast w obronie przed tym poddawaniem się wizualnej stronie staram się patrzeć na okładki krytycznie. I co widzę? Mam wrażenie, że wszystkie są takie same, tworzone na jedno kopyto. Kolorowe, z widocznym motywem przewodnim i ozdobną dużą czcionką. Każda traktuje o czym innym, każda inaczej wygląda, ale w konsekwencji zlewają się w jeden i ten sam schemat - schemat oddziaływania na potencjalnego czytelnika. Wytwarzają aurę tajemniczości, wartości i zmuszają, żeby po nie sięgnąć.

Gdzieś kiedyś widziałam zestawienie najpiękniejszych książkowych okładek. Ludzie zamieszczali zdjęcia jedno pod drugim i w tym natłoku dało się popaść w oczopląs. Okładka jest w tych czasach taka ważna, jest prawie jak makijaż - można pod nią ukryć brzydką mordę albo wadę wymowy. Nikt przecież nie zwróci uwagi na takie mankamenty, kiedy oczom ukazuje się taki niebiański widok.

Ciekawa jestem jak wy podchodzicie do kwestii okładek? Czy są one dla was ważne, czy w pewnym sensie stanowią o wartości książki? A jeśli tak, to jaki procent waszej opinii o danym dziele stanowi kwestia okładki?

Książki o nudnych, brzydkich obwolutach są pomijane jak bezpańskie psy. Odchodzą w zapomnienie, wyszły z mody, nie wpasowują się w trendy i co z tego, że pod zniszczoną, starą okładką tkwi czcigodny epos. Stare książki mają swój urok, nawet, kiedy wyglądają niespecjalnie. W czasach, kiedy je wydano nie było speców od marketingu, nikt nie próbował na siłę sprzedać opakowania. Dziś to od niego się zaczyna. Przewrotne mamy czasy, niby postępowe, a takie przewidywalne...
Copyright © Literutopia , Blogger