piątek, 19 września 2014

Wywiad z Aleksandrem Sową + prywatne zdjęcia autora specjalnie dla was!

Wywiad z Aleksandrem Sową + prywatne zdjęcia autora specjalnie dla was!

W ostatnim czasie nieprzerwanie zachwycam się twórczością rodzimych autorów i postanowiłam, że dowiem się o nich i o ich pracy czegoś więcej. Poniższa rozmowa jest częścią realizacji tego planu.

Zapraszam na wywiad z Aleksandrem Sową, autorem powieści i poradników

Pozdrowienia dla czytelników bloga


Kinga: Znamy się z kart książek od dość dawna, czy zgadzasz się, żebym zwracała się do Ciebie po imieniu? Będzie nam się wtedy znacznie lepiej rozmawiało.

Aleksander: Mów mi Olo.

Kinga: Olo, swego czasu o Twoich książkach zrobiło się w sieci głośno. Powiedz proszę, jak to się w ogóle stało, że zacząłeś pisać?

Aleksander: Głośno było o książkach Witkowskiego albo Gretkowskiej, ale to zawodowcy, a ja piszę, bo to moje hobby. Nauczyłem się bardzo wcześnie pisać i czytać. W dzieciństwie masowo pochłaniałem lektury i pisałem do szuflady. W okolicach 2002 roku zarobiłem pierwsze parę groszy na pisaniu. Trzy lata później wydałem pierwszy poradnik i powieść. Tak się zaczęło. 

Kinga: Jak reagowałeś na pierwsze recenzje debiutanckiej książki? Czytałam ją i wiem, że do dziś dnia zbiera różne opinie.

Aleksander: Niezbyt dobrze pamiętam tę chwilę, ale sądzę, że było mi przykro, bo tak jest zawsze, kiedy recenzja nie jest pozytywna. Dziś pierwszą powieść napisałbym zupełnie inaczej, sądzę, że warsztatowo lepiej, ale czy byłaby lepsza? Nie sądzę. A, że nie wszystkim się podoba to sprawa naturalna. Istotne, że są czytelnicy, którym się bardzo podobała i tylko to się liczy. Tworzę dla swoich czytelników, a nie dla tych, którzy po moje utwory sięgać nie chcą.

Aleksander Sowa przy pracy

Kinga: Czy to trudne pogodzić się z tym, że własna twórczość nie wszystkim się podoba?

Aleksander: Nie jest to łatwe. Ale z czasem można się tego nauczyć i myślę, że ten etap mam już dawno za sobą. O wiele trudniejsza do zniesienia jest dla mnie krytyka nieuczciwa. Mam tutaj na myśli tzw. hejterstwo oraz krytyczne opinie ze strony innych twórców. Mam dyżurnego hejtera-pisarza, który co jakiś czas obrzuca mnie nieczystościami. Raz nawet pozwał mnie do sądu tak bardzo boli go moje nazwisko. Chciał 10 tysięcy złotych odszkodowania na naruszenie dóbr osobistych, bo jego zachowanie nazwałem „prymitywnym zachowaniem małego człowieka”. Konstruktywna krytyka jest bardzo potrzebna i wyciągam z niej wnioski, resztę można spuścić w klozecie.

Kinga: Zahaczmy trochę o książkę „Zauroczenie”, powiem szczerze, że po mojej recenzji tej książki, miałam przyjemność poznać osobę, która była pierwowzorem głównej bohaterki. Opowieść prawdziwie mnie ujęła (czego dowodem jest ta recenzja KLIK). Czy trudno było ubrać w słowa czyjeś życie i czy od początku wiedziałeś, że będzie z tego wspaniała książka?

Aleksander: Książka dla jednych jest dobra, dla innych daremna. Może natomiast być dobrze lub źle napisana. Do „Zauroczenia” bardzo się przyłożyłem, ale mylisz się sądząc, że ubierałem czyjeś życie w słowa. Owszem, prawdziwe historie są dla mnie doskonałym tworzywem, inspirują mnie, ale nie staram się wiernie odzwierciedlać faktów a jedynie je interpretować na swój sposób. Tak było z „Zauroczeniem”.

Kinga: Wiem, że „papierowe” wydawnictwa z niechęcią odnosiły się do Twojej twórczości. Czy właśnie to było powodem założenia własnego wydawnictwa?

Aleksander: Ja w ogóle wszystkie wydawnictwa też darzę niechęcią, co zresztą nie jest niczym nowym, bo autor dla wydawnictwa jest tylko ciężarem. Było dokładnie tak, jak piszesz, poszedłem na swoje bo tak jest mi w tej chwili lepiej.

Kinga: W Twoich książkach dużo jest bólu i trudnych tematów. Czy to taki klucz do sukcesu, czy tylko osobiste preferencje?

Aleksander: Sukces to wielkie słowo, wolałbym go unikać. Moje książki są różne, część z nich owszem podejmuje trudne tematy, ale właśnie one są dla mnie ciekawe.

Kinga: Piszesz również poradniki, powiedz, co daje większą satysfakcję – powieść czy poradnik? Co w Polsce bardziej opłaca się pisać?

Aleksander: Opłaca się to, co się sprzedaje. Poradniki sprzedaje się łatwiej. Mnie większą satysfakcję dają powieści, ale jak płacę za ratę kredytu hipotecznego to nie ma większego znaczenia czy z pieniędzy za powieść czy za poradnik.

Zadumana Sowa...


Kinga: Czego życzysz sobie na kolejne lata? Czy możemy spodziewać się kolejnych książek pióra Aleksandra Sowy?

Aleksander: Chciałbym móc żyć tylko z pisania i nie chorować. A kolejne lata? Mogę to już oficjalnie powiedzieć bo w tej chwili trwa redakcja. Za kilka miesięcy ukaże się nowa powieść. Będzie to „Góra Bogów Śmierci” – pierwsza w moim dorobku pozycja z gatunku literatury grozy. W dalszej przyszłości jest powieść „Punkt Barana” z gatunku sensacja-kryminał, nad którą aktualnie pracuję i zdradzę, że jest to kontynuacja „Ery Wodnika”.
 
Kinga: Gdybyś mógł powiedzieć do swoich czytelników tylko jedno zdanie, jakby ono brzmiało?

Aleksander: Dziękuję.

Kinga: Ja Tobie też dziękuję za poświęcony mi czas i życzę wielu sukcesów.

Pod tym adresem możecie zobaczyć stronę autora i zapisać się na newsletter -> Wydawca.net. Warto, bo subskrybenci dostają przedpremierowo pełne wersje książek.

sobota, 13 września 2014

Hypnotic Writing - Joe Vitale | Recenzja gościnna

Hypnotic Writing - Joe Vitale | Recenzja gościnna

Jak zainstalować w swoim umyśle tricki copywriterskie?

Dawno temu przeczytałem, że jeśli ktoś prowadzi firmę i nie zna Hypnotic Writing, to traci pieniądze. Po przeczytaniu tej pozycji przyznałem autorowi rację. 

Joe Vitale to amerykański pisarz motywacyjny. Pisał o różnych sprawach - o marketingu i promocji  (Hipnotyczny marketing), bogaceniu się (Zacznij przyciągać pieniądze) i odnoszeniu do świata (Zero ograniczeń), używając bezpośredniego, pełnego entuzjazmu języka. Wszystko, czego się dotknie, zamienia się w złoto. 

Hypnotic Writing
  

Hypnotic Writing - Joe Vitale


Porady zawarte w tej książce możesz spisać na kartce i zacząć tworzyć teksty według dokładnie podanej formuły. Sam też tak kiedyś zrobiłem i każdy tekst pisałem według jego wzoru, aż weszło mi to w krew. Metoda opisana przez Vitale sprawdza się i pozwala na stworzenie ciekawego, wyróżniającego się artykułu. Porady są szczególnie wartościowe dla osób, które piszą od niedawna i nie wiedzą, jak radzić sobie z szybkim stworzeniem tekstu. Hypnotic Writing to lekarstwo na ciągłe poprawianie i chaotyczne, nieprzemyślane artykuły.

Czy to nowa metoda pisania? Odpowiedź brzmi nie, gdyż podobnych rzeczy dowiemy się z książek Josepha Sugarmana czy też Briana Tracy.

Na styl Vitale składają się pojedyncze rozdziały, które można czytać osobno, a każdy z nich jest napakowany emocjami i perswazją. Jeśli czujesz niedosyt tej siły, sięgnij do książki Hipnotyczny marketing. Znajdziesz w niej także doskonałe przykłady tego, jak pisać oferty, ale nie tylko w dziale o e-mailach, lecz w całej tej książce – autor używa chwytliwych nagłówków i innych tricków. Widać to po spisie treści, który wygląda jak spis najlepszych nagłówków z pierwszych stron portali.

Joe Vitale - bezdomny, który stał się milionerem

Książki o pisaniu anglojęzycznych autorów mają pewną wadę –  w Poradniku Rzemieślnika Stephena Kinga tłumacz wyciął słusznie dużą część o ortografii i interpunkcji, która nie miała zastosowania w języku polskim. Joe aż tak nie wgłębia się w językowe zawiłości, skupiając się na sposobie tworzenia treści, dzięki czemu z książki odnosimy większe korzyści. 

Odchodząc od tematu książki Joe Vitale, Stephen King jako jedyny pokazuje nam zupełnie inną metodę redagowania tekstu – według niego książki pisane według planu są nudne i trzeba tworzyć spontanicznie.
Na końcu książki znajdziesz bardzo bogaty zbiór linków do ciekawych stron, wydawnictw, bibliotek, stacji telewizyjnych, co jest przydatne dla osób, które pragną współpracować z firmami anglojęzycznymi. Plusem e-booka jest dobry skład, gdyż można go czytać na czytniku bez żadnych poprawek, co jest konieczne w przypadku innych publikacji.

Najlepszym podsumowaniem tej recenzji jest jej pierwsze zdanie – jeśli chcesz pisać chwytliwe teksty, musisz znać Hypnotic Writing. Po jej przeczytaniu zobaczysz, jak wiele osób wykorzystuje nagłówki Joe w swoich tekstach.

czwartek, 11 września 2014

Przedpremierowo: Otwórz oczy, zaraz świt - Mateusz Czarnecki | Recenzja książki

Przedpremierowo: Otwórz oczy, zaraz świt - Mateusz Czarnecki | Recenzja książki

Co znaczą pieniądze w świecie bez miłości? Co znaczy miłość, kiedy świat się sypie?

Jakiś czas temu dostałam propozycję zrecenzowania książki "Otwórz oczy, zaraz świt", której autorem jest Mateusz Czarnecki. Na wiadomość odpowiedziałam, a cała sprawa umknęła mi gdzieś w toku codziennych obowiązków. Jakież było moje zdziwienie, kiedy pewnego dnia do moich drzwi zapukał listonosz z przesyłką z Indii...

Otwórz oczy, zaraz świt

Otwórz oczy, zaraz świt - Mateusz Czarnecki

Wydawnictwo: Al Reves
Stron: 212

Zaciekawiona otworzyłam kopertę i wyjęłam z niej książkę, która okładką bardzo przypomina mi kadry z Życie Pi Yanna Martela. Do książki z autografem dołączony był krótki list oraz kupony rabatowe. Takie podejście jest moim zdaniem niezwykle profesjonalne. Widzimy, że autorowi zależy na promocji siebie i swojego dzieła. List nie jest klepany na ilość, jego nagłówek spersonalizowano, a to dodatkowo świadczy o właściwym podejściu i umiejętności zwrócenia na siebie uwagi.

Niespodzianka z Bombaju

Książka Otwórz oczy, zaraz świt wydana jest w sposób elegancki, w czasie lektury nie mamy wątpliwości, że na okładce widnieje sam główny bohater, Teo. Człowiekowi temu nie można zarzucić braku odwagi i biznesowej smykałki. Jest prezesem prężenie rozwijającej się firmy, odnosi same sukcesy, "uczy życia pokory", jest to jednak pozorna sielanka. W rzeczywistości Teodor niczym bezwolne zwierzę zapędzony został w machinę, która uczyniła go bezwolnym. Praca, pusty dom, praca i tak w kółko. Miłości w życiu nie uświadczył, jego pseudozwiązek z Aleksandrą to tylko transakcja win-win, biznesowa relacja dzięki której ma się z kim chodzi na bankiety i do łóżka. Teo jednak nie tego chce i choć jeszcze na początku o tym nie wie, życie przygotowało dla niego całkiem inny scenariusz.

Z początku książka rozpala ciekawość, czytając właściwie nie wiemy jak się ta cała historia rozwinie i czy Teodor osiągnie to, czego pragnie, czy znajdzie siebie. Niestety złe z pozoru decyzje ściągają go na samo dno, z dnia na dzień traci pozycję, którą budował przez lata, z wielkiego człowieka biznesu staje się nikim. Motyw przewodni jak najbardziej do mnie przemawia. Czytając zastanawiałam się, co też się dalej wydarzy, kto wygra tę batalię -  bohater, czy nieustępliwy los, ale niestety odpowiedź nie była taka oczywista.

Otwórz oczy, zaraz świt - w sam raz na podróż

Otwórz oczy, zaraz świt to debiut Mateusza Czarneckiego i niestety widać to dość mocno. Opowieść jest prosta, nie znajdziemy tu kwiecistych opisów, skomplikowanych sytuacji i zawiłości, które chcielibyśmy układać w logiczną całość. Można by powiedzieć, że książka nie porywa, ale tak naprawdę czy koniecznie jest, żeby każda nas porywała? Czy czytając nie możemy dostać tylko małych okruchów, zobaczyć jak materializuje się czyjeś marzenie? Czasami to znaczy o wiele więcej niż porywająca historia, którą czytamy z wypiekami na twarzy. Tutaj nie będzie akcji, nie będzie wielu zwrotów, nic nas nie zaskoczy. Przez całość przebrniemy w niemalże jednakowym tempie, czasami spuścimy wzrok z żalu, innym razem będziemy trzymać kciuki, żeby się udało, a jeszcze innym poczujemy się znudzeni. Książka będzie stanowiła wartość przede wszystkim dla tych, którzy w sposób refleksyjny podchodzą do swojego życia, szukają drogi, mają wiele pytań. Okazuje się bowiem, że najbardziej właściwie wnioski są najprostsze.

Jest tylko moment, w którym jesteś. Jeśli go stracisz, teraz, myśląc o tym, co było albo będzie, już nigdy, ale to nigdy nie będziesz znów w posiadaniu minionej chwili. Nawet nie będziesz mógł w przyszłości do niej wrócić, bo przecież w minionej chwili rozpamiętywałeś coś, co już się wydarzyło (czyli minęło, nie istnieje), albo coś, co dopiero będzie. Czyli tak, jakby dana chwila nie istniała, nigdy się nie wydarzyła.

Książka Otwórz oczy zaraz świt - wielkie, małe marzenie

 To nie jest pozycja, która trzyma w napięciu, Mateusz Czarnecki spełnia swoje marzenie - takie jest moje zdanie. Powieść ta jest czymś, co zawsze chciał zrobić (jeżeli wierzyć w słowa Teo), jednakże osadzenie jej w realiach kultury Indyjskiej to jedyna rzecz, która całość urozmaica. Podejrzewam, że jeśliby osadzić akcje w Wąchocku, trudno byłoby tu mówić o peanach zachwytu. Pomysł był, mam wrażenie, że ona był właściwie najpierw, później trzeba było coś w niego wpasować i tak powstała książka "Otwórz oczy, zaraz świt". Nie skrytykuje jej ani nie będę wielbić pod niebiosa. Mam wrażenie, że na każdego podziała ona inaczej, Ci, którzy szukać będą efektu WOW - niestety się zawiodą. Natomiast dla tych czytelników, którzy potrafią czytać między wierszami, będzie to wartościowa pozycja, która daje jedną ważną lekcję: Pieniądze nigdy nie dadzą Ci szczęścia, to, co nazywasz radością, to skutek Twojego postrzegania świata.

Mateusz Czarnecki jest na dobrej drodze do pisania świetnych książek, póki co nie porywa, ale widać, że ma tą naturalną lekkość przekazu, a jego słowa płyną z głębi serca i tu nie jest ważne, czy udało się je właściwie skomponować. Prawda broni się sama, nawet jeśli daleko jej do ideału. Najważniejsze jest spełnione marzenie, wiem coś o tym...

Ciekawa jestem jak wy oceniacie książkę "Otwórz oczy, zaraz świt"? Czy jesteście nią zainteresowani, czy wręcz przeciwnie - jej tematyka nie jest bliska waszemu sercu.

poniedziałek, 8 września 2014

Ciało i krew - Graham Masterton | Recenzja książki

Ciało i krew - Graham Masterton | Recenzja książki

Zielony Janek pojawia się w liściach wawrzynu, wraz z nim przychodzi śmierć i zapłata...

Z iście piekielną satysfakcją przystępuje do zrecenzowania książki "Ciało i krew" Grahama Mastertona. Nie mogę sobie przypomnieć czy kiedykolwiek wcześniej bądź później coś wywarło na mnie aż takie wrażenie (pomijając Bezsennych tegoż autora). Mój zachwyt nad tą książką nie będzie miał chyba końca, Ciało i krew to niespotykana dawka emocji, legendy, wiedzy z pogranicza science fiction i wszystkiego, co tylko można w książce zawrzeć.

Ciało i krew

Ciało i krew - Graham Masterton

Wydawnictwo: Albatros
Stron: 462

Historia rozpoczyna się mocnym wejściem, ojciec zabiera dwójkę swoich dzieci na "wycieczkę" i... ściana im głowy sierpem. Nie to, żeby ich nie kochał, o nie. One są dla niego wszystkim, zabija je z miłości, po to, żeby nie musiały przeżyć cierpienia, którym są naznaczone. Lisa i George nie są zwykłymi dziećmi, na pozór zdrowe, amerykańskie latorośle to hybrydy, które posiadają mieszankę genów ludzi i roślin. Są potomkami Zielonego Janka...

A Zielony Janek, no cóż, nie chciałabym spotkać mendy w ciemnej uliczce. Bowiem wieści o nim krążą już od czasów średniowiecza, wtedy to zaczął nawiedzać domy farmerów i w zamian za wysokie plony żądał pozwolenia na spędzenie nocy z gospodynią domu. Efektem tych nocy zawsze było dziecko, istota taka, jaką była Lisa czy George - pół człowiek, pół roślina. Zielony Janek płodził dzieci, ale wracał po zapłatę za plony, które zesłał na nierozsądnych ludzi. Zapłata natomiast była najwyższą z możliwych cen, jaką człowiek może zapłacić. Na widok wirujących na wietrze liści wawrzynu, ludzie odchodzili od zmysłów, a Zielony Janek nigdy o nich nie zapomniał.

Mocne wrażenia w książce Ciało i krew

To jednak nie wszystko, co postanowił nam zaserwować Masterton. Tuż obok rozgrywa się historia chłopca, który pewnego dnia budzi się w ciele świni. Tkanki jego mózgu zostały nielegalnie wszczepione w organizm zwierzęcia, groza i niewyobrażalne historie przeplatają się ze sobą i nie pozwalają odłożyć książki ani na chwilę.

Szczerze mówiąc zauważyłam, że w ocenie przeczytanych pozycji jestem bardzo sceptyczna, jednakże w momencie, kiedy trafia się książka taka jak Ciało i krew, jestem skłonna bić pokłony z zachwytu. Owszem, do kilku kwestii można by się przyczepić. Przede wszystkim do faktu, że książka ma tak wiele wątków i jej plan jest tak rozbudowany, że z powodzeniem można z niej zrobić 2 lub 3 odrębne historie, ale to wcale aż tak bardzo nie przeszkadza. Graham Masterton laikiem pisarskim nie jest i jego wybieg nie ujął książce absolutnie nic z jej siły oddziaływania. Jest ona wręcz piekielna, mamy przerażające opisy mordów i perwersyjne sceny erotyczne, jednoczesne jedzenie i czytanie nie wchodzi w grę, no chyba, że macie wyjątkowo odporny żołądek. Próba przekąszenia czegokolwiek podczas lektury kończy się po prostu odruchem wymiotnym i szczerze mówiąc mało kiedy coś aż tak mocno na mnie podziałało.

Co daje nam Ciało i krew?

  • tempo
  • mnogość postaci
  • wielowątkową historię
  • strach
  • obrzydzenie
  • legendę
  • ogrom erotyki
  • brutalność
  • zagadkę

Książka Grahama Mastertona jest dynamiczna, ani na chwilę nie pozwala się nam zatrzymać, ciągle coś się dzieje, przez cały czas ktoś wyżera komuś flaki. Jeżeliby przymknąć oko na kwestie kompozycyjne, to wychodzi nam kawał bardzo dobrej lektury i w dodatku takiej, która mimo swojej absurdalności jest nas w stanie doszczętnie ogłupić. Zazwyczaj książki o podobnym wydźwięku sprawiają wrażenie sztuczności, tutaj tego nie ma. Pędzimy razem z Mastertonem przez wir zdarzeń i mamy wrażenie, że sami znaleźliśmy się w potrzasku, z którego nie ma wyjścia.

Zdarzają się książki, których się boimy, są takie, które nas bawią albo uczą - w tym przypadku podczas lektury w głowie kołacze się tylko jedna myśl: Boże, jak to dobrze, że to nie jest prawdą, że siedzę teraz bezpiecznie w fotelu i nic nie może mi się stać.

W moim mniemaniu Ciało i krew Mastertona to książka na wskroś genialna, do tej pory przeczytałam ok. 30 utworów tego autora, ale tylko Ciało i krew oraz Bezsenni wywarły na mnie tak ogromne wrażenie. Jeżeli wy też lubicie się bać, jeśli nie brzydzą was wulgarne sceny erotyczne i historie tak nieprawdopodobne, że aż nie można ich ogarnąć rozumem - polecam, nie zawiedziecie się.

Tylko uważajcie na Zielonego Janka i choćby nie wiem co wam obiecywał, nigdy nie gódźcie się pójść drogą na skróty...

Czytaliście? Macie zamiar przeczytać?
Copyright © Literutopia , Blogger