Nareszcie dobrnęłam do końca i Pięćdziesiąt twarzy Greya jest już za mną. Książkę czytałam kilka dobrych tygodni. Na wyrywki, nieregularnie i żadną siłą nie mogłam się zmusić, żeby po prostu zasiąść i przeczytać do końca. Pomocnym okazało się moje niedane postanowienie, mówiące, że jeśli jakąś książkę przeczytam w wyznaczonym przez siebie czasie, to choćby się waliło i paliło, muszę to zrobić.
50 twarzy Greya |
Pięćdziesiąt twarzy Greya - E.L James (Ericka Leonard)
Wydawnictwo: Sonia Draga
Stron: 608
Pięćdziesiąt twarzy Greya wzbudza kontrowersje na całym świecie. Tysiące zauroczonych czytelników rozpisuje się o tym jaka ta książka nie jest cudowna, iskrząca seksem, nieprzewidywalna itd. Właśnie dzięki tym opiniom pokusiłam się na jej przeczytanie. Z jednej strony zawsze ciekawiły mnie światowe bestsellery ( tak jak miało to miejsce np. z Kodem Leonarda da Vinci), tylko, że wtedy nie byłam wychwalaną książką tak zawiedziona, jak ma to miejsce w przypadku 50 twarzy Greya. Owszem, muszę przyznać, że zapowiadała się bardzo ciekawie. Początek podobał mi się i nie zwracałam uwagi na niedociągnięcia. Do 7 rozdziału miałam nawet ochotę zamienić się miejscami z Anastasią. Ale tylko do 7 rozdziału...
Z momentem, w którym skończył się rozdział 6, magia tej książki całkowicie dla mnie prysnęła. Kiedy zdałam sobie sprawę o co tak na prawdę chodzi w tej historii, pomyślałam: Matko, jakie to przewidywalne! Jakie proste, prymitywne i średnio smaczne.Jak mało w tym polotu, pomysłu i warsztatu. Tylko ten krawat na okładce taki sugestywny. Kto czytał, ten wie o czym mowa.
Moim zdaniem jedynym mocnym fundamentem tej książki jest postać Christiana Greya, gdyby nie ten dziwaczny miliarder, całość posypałaby się w drobny mak. Jedynie on swoją osobowością spaja jakoś ten utwór i nadaje mu wyrazu. O Anastasii Steel nawet nie chce mi się myśleć. W sumie nie mam nawet jak, bo nie do końca wiem jak wygląda, jedyne, czego mogę być w niej pewna to głupota, dziecinna naiwność i "psychiczne rozmemłanie". To kobieta bez wyrazu, wiecznie rozbeczana i niepewna.
Po przeczytaniu 50 twarzy Greya wiem jedno: już nigdy w życiu nie chce słyszeć słów takich jak: wewnętrzna bogini (i na litość boską, nie ważne, czy moja, czy czyjaś), rozpadanie się na kawałeczki, podświadomość czy rumienienie. Jeśli ktoś wypowie przy mnie ten ciąg, Bóg mi świadkiem - zabije na miejscu. Dlaczego? Otóż Ericka Leonard moim zdaniem nie zdaje sobie sprawy, jaką denerwującą postać stworzyła. Ana jest bezbarwna, jej zasób słów ogranicza się do wymienionych powyżej, plus kilka innych, jakby niechcący włożonych jej w usta. Do szewskiej pasji doprowadzał mnie opis jej "pierwszego razu" i fali następujących po sobie gigantycznych orgazmów. Opis seksu w tej książce przedstawiony jest w sposób teatralny, całość jest przerysowana. Kilkaset stron ciągłego seksu, jest niczym wycieczka do króliczej klatki w okresie godowym jej mieszkańców.
Spodziewałam się niesamowitej, przyprawiającej o dreszcze historii z erotyką w tle, a dostałam badziewną historyjkę, która wydaje się być pisana na kolanie i nie czytana przed opublikowaniem. Ciągłe powtórzenia, denerwujące zachowanie Any, mechaniczny seks podczas którego dziewica odlatuje ponad niebiosa. Skoro autorce udało się stworzyć dosyć intrygującą postać, jaką jest Christian, dlaczego nie powtórzył tego w przypadku Any? Czy było to zamierzone postępowanie, czy też Ericka Leonard po prostu nie miała pomysłu na rolę kobiecą? Nie wiem, ale rozczarowałam się strasznie. Po niezmiernie nieznośnym "środku" powieści nadszedł czas na dość dobre zakończenie. W ostatnim rozdziale Ana w końcu zaczyna zachowywać się jak dysponująca mózgiem istota, ale sposób w jaki książka się kończy wręcz zmusza do przeczytania następnej części.
50 twarzy Greya jest częścią trylogii, w jej skład wchodzi jeszcze Ciemniejsza strona Greya i Nowe oblicze Greya. Zastanawiam się jak wyglądają dwie pozostałe części, jeśli przypominają pierwszą - szkoda mojego czasu. A co jeśli są lepsze, może ciekawsze, bardziej dojrzałe? Korci mnie, aby poznać kontynuację tej historii, zazwyczaj, kiedy książka jest w kilku częściach, staram się poznać całość i mam dziwne wrażenie, że tym razem też tak będzie. Być może przeczytam, ale zbyt wiele się po autorce nie spodziewam. Debiut był słaby, zbyt słaby jak na takie peany...
Ocena w skali od 1 do 10:
Okładka: 8
Fabuła: 1
Postacie: 8 (dotyczy Christina)
Pomysł: 3