Stop "kuniowi" |
Nie mam na myśli negowania przekleństw, byłoby to hipokryzją, biorąc pod uwagę, że samej zdarza mi się kląć jak szewc. Jakoś lubię rzucać mięsem, oczywiście wtedy, kiedy jest to społecznie i kulturowo zabronione, staram się tego nie robić, ale w sytuacji hulaj dusza piekła nie ma, rzucam sobie mięsem na prawo i lewo. Nie przekleństw dotyczy moja dzisiejsza dywagacja, a słów, które w znaczący sposób odchodzą od kanonu tego, co zawarto w słowniku języka polskiego.
Przykładowa rozmowa:
A: Myślisz, że un tu jeszcze przyjdzie?
B: Bo jo wim, może przyjdzie, a może nie.
A: No to bydzimy na niego czekać.
B: No dobra, to czekomy.
I ja się pytam: co to do jasnej cholerki jest? Pokaz prasłowiańskiego języka plemiennego, czy język polski? Bo to, że sobie rzucisz gdzieniegdzie jakąś "kurwą", ma się ni jak do tego, że Ci się "kunie" podobają! Można co prawda przyjąć tezę, że tego typu słownictwo jest domeną ludzi starszych, ale ja w tym momencie staje okoniem i mówię: nie, słyszę to nawet u osiemnastolatków. I tu powstaje pytanie, skąd się takie dziadostwo bierze? Wiadomo, uczymy się poprzez naśladownictwo i powtarzamy to, z czym się osłuchujemy, ale na litość boską, skoro w Twojej grupie jest zaledwie jedna osoba, która mówi w ten sposób, dlaczego akurat od niej przyjmujesz negatywne wzorce?
Kóń nie jest ani ładny, ani fajny i nigdy taki nie będzie. Łośrodek zdrowia może i jest śmieszny, ale tylko wtedy, kiedy słyszysz o nim po raz pierwszy. Dlaczego więc tak wielu młodych ludzi hołduje kuniowi? Ta zagadka frapuje mnie już od dłuższego czasu i muszę przyznać, że nijak nie wiem jak ten temat rozgryźć. Myślałam różnie, może to co nowe jest na tyle ciekawe, że szybko zapada w pamięć, może niektórzy ludzie lubią wnerwiać innych przedstawicieli swojego gatunku w sposób lingwistyczny, a może po prostu wieś się szerzy i pradziadkowe geny wychodzą na wierch?
Wyrazy, które nieraz słyszę, nie są ani prostsze ani łatwiejsze w wymowie, niż ich prawidłowe wersje. O ile mogę zrozumieć zasadność użycia: "nara", "cze", "spoko" (zdarza się, że sama ich używam), o tyle fenomen kunia jest całkowicie poza ramami mojego pojmowania. Gwary może i mają tu coś do rzeczy, ale na litość boską, mieszkam w centralnej Polsce i "kunie" otaczają mnie zewsząd. Na nic się zdaje upominanie ludzi i demonstrowanie im prawidłowej wersji danego słowa, skoro po chwili następuje odpowiedź: Dobra, więcej nie byde tak mówił.
Kategoryczne STOP dla takich wyrażeń! Żyjemy w XXI wieku, mamy słowniki, leksykony, encyklopedie i żadne z nich nie podają słów, jakimi operują pewne grupy ludzi. Kto jest mi w stanie wytłumaczyć fenomen kunia, temu będę dozgonnie wdzięczna i osobiście ogłoszę go odkrywcą kuniowej teorii. Póki co, wsłuchuje się nadal w opowieści o łośrodkach zdrowia...