To jest blog niezależny. Proszę o nieprzysyłanie mi propozycji współpracy ani książek do zrecenzowania.Za Chiny ludowe nie mogę przypomnieć sobie adresu tego bloga, gdyż zniesmaczona wyszłam z niego tak szybko, jak się tam pojawiłam. Spytacie dlaczego, już spieszę z wyjaśnieniem.
Masz niezależnego bloga? |
"Blog niezależny" i "nieprzysyłanie ofert współpracy i książek" - jakby nie patrzeć na to zestawienie, autor jasno wyraził swoją opinię na temat współpracy blogerów z wydawnictwami, sugerując, że blogi, które współpracę zawierają, nie są niezależne. I tu mnie właśnie krew ciężka zalała i stwierdziłam: Dosyć, opuszczam to miejsce!
Współpracuje w wydawnictwami, owszem i otrzymuje od nich książki do recenzowania. Taki nasz układ, wszyscy blogerzy wiedzą, o co chodzi. Nie ważne, czy nam się książka podoba, czy nie - ważne, by było o niej głośno, a kto zrobi to lepiej niż książkowy bloger? My robimy coś dla wydawnictw i one robią coś dla nas. Recenzja za książkę, jasno i klarownie. To jest fenomen, bo książki są różne i nawet kiedy ja wyrażę się o jakiejś niepochlebnie, nie oznacza to, że komuś innemu się nie spodoba. Prostym przykładem jest 50 twarzy Greya. Masa ludzi pisze, że to chłam, a jednak czytelników znajduje ta książka, więc my, blogerzy nie jesteśmy wyrocznią w tej kwestii. Zapewniamy książce reklamę, a to, czy będzie ona poczytna, nie zależy od naszej recenzji, albo zależy w minimalnym stopniu.
Zawsze podejmując współpracę, komunikowałam jasno, że nie piszę recenzji pod publiczkę, wyrażę swoją opinię o książce tak, jak ona na to zasługuje w moich oczach i nie będzie sikania z zachwytu, jaka to ona nie jest wspaniała i cudna, podczas gdy w rzeczywistości okaże się gniotem. No way! Na to się nie godzę i wydawnictwa, z którymi współpracuje, znają moje zdanie. Nigdy nie wprowadzę w błąd swoich czytelników, byłoby to nie tylko oszukiwanie ich, ale samej siebie.
Nie każdy jednak wierzy, że tak właśnie recenzujemy. Dla niektórych jak widać bloger, który otrzymuje książki, nie jest niezależny. Jasna cholera, no gorzej chyba nie można było tego określić. Siedzi sobie taki bloger/blogerka i szczyci się tym, że ma blog niezależny. Ja też mam, mimo że z wydawnictwami współpracuje, a określanie innych mianem zależnych jest niesłychanie krzywdzące.
Nie wnikam w to, jak kto się z wydawnictwem dogadał, na jakich zasadach, terminach itd. Nie obchodzi mnie to, to prywatna sprawa, ale nadal nie zmniejsza to we mnie pogardy i złości na autora zamieszczonego u góry cytatu.
Drodzy blogerzy, czujecie się zależni od wydawnictw? Czujecie, że wasze blogi nie są do końca wasze, a opinie kreowane są pod wydawców książek, które otrzymujecie? Oni może i chcieliby pochlebnych opinii, ale żeby mówić o zależności w tym przypadku? Nie, to nie jest dobry tok rozumowania...
Zależność od wydawnictw? Bujda na kiju. Jaka to zależność skoro recenzje są wynikiem subiektywnych odczuć? Osoba ta po prostu chciała dać jasno do zrozumienia, że nie pisze recenzji pod publikę tylko źle to ujęła w słowa. Takie mam wrażenie. Dostęp do książek, zwłaszcza w dużych miastach jest ogromny i naprawdę nie wierzę, że ktoś sprzedaje się za książki... Może gdyby ktoś mi oferował Jaguara czy chociażby wakacje na Hawajach, no to ok mogłabym coś podkoloryzować, ale książkę? O nie. Wszyscy jesteśmy niezależni, bo chyba że ktoś ma etat w wydawnictwie i płacą mu kokosy za recenzje... :P :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie źle ujęła w słowa, a słowa niestety mówią same za siebie.
OdpowiedzUsuńA co do tego etatu - wątpliwa sprawa, ale i takiego faktu nie wykluczam :)
Niezła sprawa. Jeszcze nie spotkałam się aby ktoś tak w ogóle uważał. Jest to bardzo obraźliwe dla bloggerów, które współpracują z wydawnictwami i autor tego tekstu powinien trochę pomyśleć nad tym dokładnie. Widocznie może nie jest obeznany dobrze w tych sprawach.
OdpowiedzUsuńChyba rzeczywiście ktoś źle sformułował to, co chciał przekazać... Nie uważam, że jesteśmy zależni od wydawnictw. A nawet jeżeli niektórzy blogerzy tacy są, jest to tylko i wyłącznie ich wina. Przecież nie mamy obowiązku pisać samych pozytywnych recenzji ich książek.
OdpowiedzUsuńTrochę głupio się poczułam, bo ostatnio zaczęłam współpracę z wydawnictwem M i napisałam pozytywną recenzję otrzymanej książki. Ale to dlatego, że po prostu mi się podobała;)
nie wyobrażam sobie pisania pod dyktando wydawnictwa. miałam kilka sytuacji, gdy po mniej entuzjastycznej opinii więcej książek nie dostałam, ba, nawet słowa wyjaśnienia mi poskąpiono, ale to świadczy tylko i wyłącznie o nieuczciwości danej firmy.
OdpowiedzUsuńco jest dla mnie jednak bardziej zastawiające i co sprawia, że danemu bloggerowi do końca nie ufam, to same pochwalne recenzje na jego stronie. nie wierze, że czytając po 15 książek na miesięcznie przez ponad rok, ani razu nie trafił na rzecz, która go zawiodła.
ja też współpracuje z wydawnictwami, ale moja opinia jest niezależna - książka jak mi się nie podoba to to jasno oświadczam. Cóż rożni są ludzie... :)
OdpowiedzUsuńIle ludzi tyle zdań. Trzeba po prostu robić swoje i tyle.
OdpowiedzUsuńNie czuję się zależna od wydawnictw, ale też nie recenzuję wszystkiego, co popadnie. Może dlatego nie muszę pisać laurek na cześć oferowanych mi produktów. ;)
OdpowiedzUsuńMnie wydaje się, że można to tak postrzegać, ale... po co? Dlaczego nie można łączyć przyjemnego z pożytecznym i czerpać z pasji jakichś korzyści? Bo co? Bo się "SPRZEDAŁEŚ"Haha. Najlepiej w ogóle nic nie robić, bo zawsze znajdą się niezadowoleni. Nie widzę problemu na tym polu, bo to obopólna korzyść.
OdpowiedzUsuńTaką informację widziałąm na blogu Kalio. Tyle, że ona przez długi czas współpracowała i poległa pod natłokiem książek, więc współprace spektakularnie zerwała.
OdpowiedzUsuńTen cytat o blogu niezależnym - rewelacja! :) Nikt mi nie składa propozycji współpracy, też sobie takie coś napiszę! :D
OdpowiedzUsuń